W przededniu Święta Niepodległości, o wolności myśląc…

Sługa Boża Matka Kazimiera Gruszczyńska, kobieta „exodusu”. Od niewoli do wolności

1     Urodzona w niewoli lecz nie zniewolona

W kozienickim dworku
         Był grudzień 1848 roku. W Oktawie Bożego Narodzenia, w swoim drewnianym dworku przy ul. Brzóskiej 39 w Kozienicach państwo Gruszczyńscy oczekiwali narodzin drugiego dziecięcia. Było to małżeństwo, które wśród miejscowej ludności cieszyło się szczególnym szacunkiem i zaufaniem. W jednym ze wspomnień czytamy, że „wyróżniali się szczególniejszą sympatią ogółu dla swych cnót obywatelskich, celowali wszędzie swą nadzwyczajną sumiennością, prawością i szlachetnością swego charakteru”[1]. Pan Andrzej Gruszczyński był człowiekiem niezwykłej prawości, obowiązkowości i silnej woli; w gronie rodziny cieszył się ogromnym autorytetem[2]. Natomiast jego małżonkę Józefę z Chrzanowskich, cechowała roztropność, zaradność, męstwo, zdolności wychowawcze i głęboka religijność. Jak pisze Ignacy Kozielewski, „była pięknym typem polskiej niewiasty, dla której miłość Boga była równa obowiązkom, a obowiązki obejmowały dom rodzinny, ale też w jego cichych ścianach niedostępnych dla wroga, kryła się Polska”[3].
         W domu wyjątkowo pielęgnowano tradycje patriotyczne. Warto podkreślić, że w czasach świetności (XVI-XVII w.) Gruszczyńscy byli kasztelanami województwa wieluńskiego, sieradzkiego, gnieźnieńskiego, kaliskiego, nakielskiego. Brali oni czynny udział w życiu politycznym Polski – w swoich ziemiach podpisywali elekcję królów, itp. Z rodu Gruszczyńskich wywodziło się wielu znamienitych Polaków. Byli to m.in.: Jan Gruszczyński – biskup kujawski i kanclerz pomorski, a także bł. Wincenty Kadłubek (+1223) biskup krakowski, cysters, kronikarz polski. Wspomnienia i tradycje rodowe mówią o czasach rozbiorów i walk narodowowyzwoleńczych, gdy „dawali oni świadectwo odwiecznej prawdzie”[4]. Państwo Gruszczyńscy Byli głęboko przywiązani do religii katolickiej, w rodzinie od kilku pokoleń szczególnie dbano o kult świętych (przede wszystkim czcią otaczano św. Józefa), o wierność modlitwie, o  uczestnictwo we mszach świętych czy innych nabożeństwach liturgicznych, w domu rozbrzmiewał śpiew polskich pieśni. Także troska o świątynię była dla nich czymś naturalnym[5].
         Ukazując atmosferę domu państwa Gruszczyńskich, z uwagi na temat tego referatu, w szczególny sposób należy spojrzeć, jak rozumiano w nim pojęcie wolności. Otóż, jak wynika z zachowanych wspomnień, źródeł i dokumentów archiwalnych – w domu Andrzeja i Józefy słowo „wolność” rozumiano właściwie. Nie miała ona bowiem nic wspólnego z samowolą, robieniem tego, co się chce, czy też z egoistycznym zaspokajaniem własnych zachcianek. Wolność była hartowaniem ducha, pokonywaniem egoizmu, postawą odwagi, stawaniem po stronie prawdy, nawet za cenę własnych korzyści, była utożsamiana z otwarciem na potrzeby bliźnich, nie uleganiem kompromisom. Była darem, który należało pielęgnować i ciągle zdobywać na drodze właściwych wyborów, wyborów wartości wyższych. Była drogą wierności ideałom i najwyższym celom[6]. Ta krótko przedstawiona atmosfera panująca w kozienickim dworku Gruszczyńskich była więc wyjątkową kolebką dla ich potomstwa.
          Oczekiwane drugie dziecię – dziewczynka przyszła na świat 31 grudnia 1848 roku. Na chrzcie świętym otrzymała imiona: Sylwestra Józefa Kazimiera. Od najmłodszych lat Kazimiera była starannie wychowywana. Świadectwa stwierdzają zgodnie, że w dzieciństwie otrzymała surowe wychowanie. Rodzice wpajali jej poczucie obowiązkowości i dyscypliny, rozbudzali w niej ducha patriotyzmu, uwrażliwiali na to, co dobre, szlachetne i prawe. Pod czujnym okiem matki wdrażana była w obowiązki domowe, zaś ojciec uczył ją czytania i pisania. Był wymagającym nauczycielem i surowo napominał za wszelką niedokładność.
         Kazimiera, mówiąc potocznie, była dzieckiem żywym, ciekawił ją świat i podobnie jak inne dzieci przeżywała też swoje okresy buntu. Kiedy miała rozpocząć naukę w szkole powszechnej i rodzice przekazali jej tę wiadomość, próbowała bronić swej dotychczasowej wolności, chcąc przekonać ojca, by podarował jej „jeszcze jeden roczek”[7]. Jednak jej prośba nie zmieniła decyzji rodziców. Początkowo nie chciała się uczyć. Aby zmusić Kazię do nauki państwo Gruszczyńscy, ubrali ją w gruby worek, oświadczając, że będzie go nosić na stałe, jeśli nie zmieni swego postępowania. Można powiedzieć – dostała lekcję wolności. Płacząc, przepraszała rodziców i przyrzekła poprawę. Odtąd skończyły się kłopoty szkolne. Uczyła się pilnie i szybko dorastała. Po dwóch latach nauki w szkole przystąpiła do pierwszej spowiedzi i Komunii Świętej[8].

Puławski kwiat
Znaczące zmiany w życiu Kazimiery przyniósł rok 1858. Jej starsza siostra – Wiktoryna, z powodu postępującej choroby serca, musiała przerwać naukę w Instytucie Maryjskim w Puławach. Na prośbę przełożonej Instytutu jej miejsce zajęła dziesięcioletnia Kazimiera[9]. Mimo, że szkoła podlegała Imperatorowi Rosji i była pod patronatem samej cesarzowej, nie można mówić o bezwzględnej rusyfikacji wychowanek, wśród których większość stanowiły Polki. Już na początku edukacji dziewczęta przybierały sobie imiona – pseudonimy, którymi były nazwy kwiatów[10]. W czasie pobytu w szkole uczennice dbały o utrzymanie ducha polskości i patriotyzmu, czego wynikiem była przysięga, jaką składały, że będą strzegły mowy polskiej i uczuć narodowych i nie ulegną „zmoskwiczeniu”[11].
Kazimiera uczyła się pilnie i była stawiana za wzór dla swoich koleżanek. Ale także bardzo szybko udzieliła jej się atmosfera patriotyzmu. I kiedy starsze koleżanki urządzały antyrosyjskie manifestacje, ona również brała w nich czynny udział. Najpierw dziewczęta urządziły nabożeństwo i przywdziały strój żałobny ku uczczeniu pamięci pięciu Polaków zamordowanych w Warszawie. Gdy władze Instytutu nakazały im go zdjąć, uczennice „porobiły sobie atramentem czarne pasy na rękach i szyi, nazywając to żałobą nie do zrzucenia”[12]. Następnie zerwały ze ściany mapę w języku rosyjskim i po zwinięciu jej w rulon wrzuciły do Wisły z życzeniem, aby popłynęła do Warszawy. Kiedy władze szkolne chciały znaleźć inicjatorki zajścia, Kazimiera nie bała się stanąć w grupie „winowajczyń” i ponieść ciężkie konsekwencje swej patriotycznej postawy. Za udział w buncie przeciwko caratowi, dziewczęta zostały usunięte ze szkoły. Wśród nich znalazła się także Kazimiera[13].
Po powrocie z Puław od 1861 roku pozostawała w domu rodzinnym, pomagając w pracach domowych matce. Tymczasem przyszły wydarzenia polityczne związane z wybuchem i przebiegiem powstania styczniowego. Ze wspomnienia księdza Antoniego Kwiecińskiego można się dowiedzieć, że wydarzenia te nie były jej obce. W czasie pogrzebu Sługi Bożej powiedział: „Uszy młodej dziewczyny napełniały nie tylko jęki chorych, ale zawodzenia nieszczęśliwych matek, które utraciły synów, przedwcześnie poległych podczas powstania. Patrzyła na skrwawione serca żon. Widziała oczy sióstr napełnione łzami na widok zbezczeszczonych przez wroga ciał braci… A bólu tego ujawniać zbytnio nie należało”[14]. O tym, że Kazimiera żywo reagowała na sprawę narodową, świadczy również fakt, iż po upadku powstania przywdziała czarny strój, który nosiła odtąd na stałe na znak narodowej żałoby.

Na skierniewickiej pensji
Po upadku powstania styczniowego w 1864 roku państwo Gruszczyńscy oddali córkę pod opiekę jej stryja Adama Gruszczyńskiego, który wówczas mieszkał w Skierniewicach, aby tam mogła ukończyć naukę na pensji żeńskiej. W rodzinie stryja Kazimiera spotkała atmosferę głębokiej pobożności i patriotyzmu, która pozwalała jej pogłębiać i ugruntowywać te wartości, jakie miała wpajane w domu rodzinnym. Po 4 latach nauki, w 1868 roku uzyskała dyplom ukończenia pensji i wróciła do Kozienic[15].
Powrót Kazimiery ze Skierniewic do rodzinnego domu łączył się już z pewną koniecznością podjęcia planów na przyszłość. Chciała założyć własną pensję i poświęcić się pracy z młodzieżą. To teraz właśnie odczuła bolesne skutki swej patriotycznej postawy w Puławach. Chociaż egzaminy przed państwową komisją w Radomiu zdała celująco i uzyskała patent nauczycielki, to jednak na świadectwie znalazła się notatka zabraniająca jej otwarcia tego typu zakładu. Dla Sługi Bożej był to nieoczekiwany cios życiowy. Wobec tej sytuacji nie zawahała się zamanifestować swego oburzenia przed urzędnikiem carskim. „W jednej chwili, bez żadnego namysłu, rzuciła ów patent na stół, przewracając nim kałamarz z atramentem, który strugą spłynął na rzucone karty. Wzburzona, zalana łzami, wróciła do domu”[16].


I co dalej
W domu rodzinnym Kazimiera była bardzo potrzebna, gdyż ciężko zachorowała jej matka, która w niedługim czasie zmarła. Dla niej samej rozpoczął się czas pewnego rozdroża i rodzących się pytań: co dalej? jak pokierować swoim życiem?
 Pomagając w pracach domowych, jednocześnie zaczęła rozwijać swoje życie duchowe, co ułatwiał jej fakt, iż od roku 1868 miała stałego spowiednika i kierownika duchowego w osobie proboszcza kozienickiego, księdza Józefa Khauna. Towarzyszył jej i pomagał w rozwoju wewnętrznym. Za jego radą, 11 grudnia 1869 roku w kościele parafialnym w Kozienicach, w czasie mszy świętej odprawionej w jej intencji, publicznie ponowiła złożony w dzieciństwie ślub czystości. Dzień ten zaliczyła do najważniejszych w swoim życiu[17].
Kazimiera coraz bardziej zdawała sobie sprawę, że Bóg wzywa ją, na drogę życia zakonnego. Łaskę tę uważała za największy wyraz Bożego miłosierdzia. Jednak po upadku powstania styczniowego i kasacie zakonów, realizacja tych planów nie była łatwa. Wyjazdu za granicę nie rozważała, ponadto na jej wstąpienie do zakonu nie chciał się zgodzić ojciec. W tych warunkach podjęcie ostatecznej decyzji zamieniło się dla niej w kilkuletnią walkę duchową.
Mimo wewnętrznych rozterek, jakąś decyzję odnośnie swego życia należało podjąć. Mając już pierwsze doświadczenia pomocy chorym i potrzebującym w środowisku kozienickim, za radą spowiednika Kazimiera rozpoczęła starania o przyjęcie jej do Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia św. Wincentego á Paulo, którego celem była opieka nad chorymi. Bóg jednak miał inne plany wobec niej. Znów wydaje się przypadek – niefortunna krótka rozmowa w furcie klasztornej sióstr szarytek, zaważyła o decyzji Sługi Bożej. Mimo, że złożyła dokumenty z prośbą o przyjęcie, nigdy nie zdecydowała się na wstąpienie do nich.  Chociaż czuła ogromne przynaglenie, by podjąć życie zakonne – to jednak w głębi duszy słyszała głos: „Nie tego od ciebie żądam”[18].

Zakroczymskie rekolekcje
W końcu przyszedł czerwiec 1875 roku. Wówczas Kazimiera zdecydowała się odwiedzić swego stryja. O dokumenty umożliwiające jej wyjazd wystarał się sam ojciec, a ona odczytała to jako znak, wyraz woli Bożej i możliwość realizacji swego powołania. Droga do Włocławka, gdzie wówczas mieszkał Adam Gruszczyński, wiodła przez Warszawę. Po przyjeździe do stolicy, gdzie zatrzymała się na nocleg, zasugerowano jej, by odprawiła rekolekcje w Zakroczymiu pod kierunkiem ojca Honorata Koźmińskiego. Propozycja ta była dla niej wskazówką, otwarciem drogi ku wolności. Wcześniej jednak, aby spełnić obietnicę daną ojcu przed wyjazdem z domu, chciała odwiedzić stryja. Pobyt we Włocławku trwał bardzo krótko. Ponieważ nie zastała stryja w domu, tego samego dnia wróciła do Warszawy, a następnego dnia udała się do Zakroczymia. Fakt ten głęboko utkwił jej w pamięci. „Serce przepełniała taka błoga radość, takie szczęście nieopisane, że nareszcie pragnienia moje spełnią się. Duszą całą byłam zatopiona w aktach wdzięczności i uwielbienia ku Bogu”[19]. Po siedmiu latach wewnętrznych pytań i zmagań nareszcie czuła się wolna.
W Zakroczymiu Kazimiera zatrzymała się w domu Józefy Chudzyńskiej, a ojciec Honorat od pierwszego momentu wzbudził pełne jej zaufanie. Zalecił jej odprawienie tygodniowych rekolekcji zaś decyzję dotyczącą dalszej drogi życiowej miała podjąć w szóstym dniu rekolekcji. Ojciec obiecał, że w ostatecznym wyborze będzie jej służył pomocą. Mimo walki duchowej i niepewności, jakie przyszło jej doświadczyć w ostatnim dniu ćwiczeń duchownych, wytrwała modlitwa już wkrótce przyniosła owoce. Kazimiera zdecydowała się pozostać na stancji, gdzie się zatrzymała, by służyć pomocą jej właścicielce. Jak się okazało, Józefa Chudzyńska była założycielką tworzącego się z inicjatywy ojca Honorata Koźmińskiego pierwszego bezhabitowego Zgromadzenia Posłanniczek Serca Jezusowego.
Dla samej Kazimiery moment wyboru i decyzja, jaką podjęła, wydawały się sprzeczne wobec jej życiowych pragnień. Jednak pewność, że w tym właśnie wypełniła się wola Boża względem niej, kolejny raz dawała jej poczucie wewnętrznej wolności i towarzyszyła jej do końca życia. Z perspektywy ponad 20 lat Sługa Boża w Historii Zgromadzenia zapisała: „Po ludzku biorąc nie wytrzymuje krytyki – opuścić rodzinę, szukać zakonu – a ofiarować na usługi do pomocy jakieś pani nieznanej. W tym właśnie wykazała się Wola Boża względem mnie – i nic nigdy zachwiać tego nie mogło”[20].
Oprócz doświadczenia duchowego i określenia swej życiowej drogi, z zakroczymskich rekolekcji Kazimiera wyniosła jeszcze jedną bardzo ważną lekcję. Otóż, pierwszymi osobami z jakimi zetknęła się zaraz po przyjeździe do Zakroczymia byli carscy żandarmi. Kolejny raz zdała sobie sprawę, że żyje w okupowanym kraju. Była świadkiem inwigilacji i prześladowań jakie wobec zakroczymskich zakonników i osób kontaktujących się z nimi stosowali zaborcy: skrupulatne sprawdzanie paszportów, rewizje rzeczy osobistych, nachodzenie w klasztorze i w domach mieszkańców miasteczka, przeszukiwanie mieszkań, to była zakroczymska codzienność. Sama Kazimiera uniknęła rewizji tylko dlatego, że w porę została zaprowadzona do obcej rodziny, która ją przygarnęła na ten czas. Wtedy to, z bólem serca porwała swe notatki rekolekcyjne i rozrzuciła po drodze – można powiedzieć, że swoje największe tajemnice powierzyła zakroczymskiej szosie. Zanotowała: „pierwsze moje notatki, postanowienia zostały na szosie zakroczymskiej”[21]. Surowe obchodzenie się z kapucynami zakroczymskimi i osobami mającymi z nimi kontakty, było wskazówką woli Bożej jak mają rozwijać się zgromadzenia ukryte, z której Kazimiera korzystała z ogromną roztropnością przez całe swoje życie.


2.      Służba i miłosierdzie ponad kajdanami

Siostry Cierpiących
Kazimiera wkraczała w Nowe. Została posłanniczką. Kilka lat pracowała na pensji dla dziewcząt lecz już w 1881 roku ojciec Honorat skierował ją do warszawskiego zakładu dobroczynnego dla kobiet tzw. „Przytuliska”, w którym miała utworzyć zgromadzenie zakonne o charakterze ukrytym[22].
Zadanie jakie otrzymała Kazimiera nie było łatwe. Po rozeznaniu warunków panujących w zakładzie Kazimiera Gruszczyńska musiała podjąć pierwsze radykalne kroki. W „Przytulisku” zastała grupę kandydatek do tworzącej się wspólnoty, jednakże po bliższym ich poznaniu zdecydowała, że nie wszystkie mogą takie życie podjąć. W związku z tym, kandydatki nie nadające się do życia zakonnego musiały opuścić zakład. Sytuacja ta wywołała niezadowolenie świeckiego zarządu i samego ojca Honorata. Chociaż sytuacja ta przysporzyła jej wielu cierpień, przede wszystkie moralnych, które miały trwać przez 30 lat, Matka nie cofnęła swych decyzji. W sumieniu była spokojna, że podejmuje właściwe kroki dla przyszłości nowej rodziny zakonnej[23].
Musiała także pokonać problemy związane z podejrzliwością i brakiem zaufania ze strony świeckiego zarządu „Przytuliska”. Jak wiadomo, praca jej zbiegła się ze szczególnie trudnym dla Królestwa Polskiego okresem charakteryzującym się wzmożoną rusyfikacją, uniemożliwiającą prowadzenie działalności w duchu polskim i katolickim. Działalności o charakterze antyrosyjskim dopatrywano się nawet w akcjach filantropijnych i dobroczynnych. Stąd wszelkie powstające stowarzyszenia, mające na celu niesienie pomocy potrzebującym, były pod ścisłą kontrolą ze strony władz zaborczych. W takich okolicznościach komitet zakładu, bojąc się odpowiedzialności i ewentualnych restrykcji ze strony rządu, starał się ściśle przestrzegać wszelkich przepisów policyjnych. W tej sytuacji nie można było ujawnić planów zakonotwórczych Matki. Zarządowi „Przytuliska” nieznana była właściwa przyczyna zmiany dotychczasowej przełożonej zakładu, a działania Kazimiery – przede wszystkim selekcja przeprowadzona przez nią wśród mieszkanek, stawały się podejrzane. Nie ufano jej, niejednokrotnie musiała znieść upokorzenia a nawet poniżanie. „Niedowierzającym okiem patrzyli na mnie i niejako śledzili, podejrzewając”[24] – zapisała Sługa Boża w Historii Zgromadzenia.
Niełatwe było także formowanie w „Przytulisku” nowej grupy zakonnej o charakterze ukrytym. Należało bowiem pogodzić wymogi życia zakonnego z wymaganiami przepisów prawa, odnoszącego się do wszystkich zakładów dobroczynnych, do jakich należało „Przytulisko”; te zaś niejednokrotnie wykluczały się wzajemnie. Ponadto członkowie zarządu często sprawdzali cały zakład, wizytując wszystkie pomieszczenia przytułku. „Wprost śledzili, gdzie kto jest, co robi”[25]. Sytuacja ta wymagała od Sługi Bożej niezwykłego taktu, rozeznania położenia, umiejętności nawiązywania relacji, aby przez nieuwagę czy błędną decyzję nie zniweczyć podjętego dzieła.
Także kandydatki do zgromadzenia – najczęściej penitentki ojca Koźmińskiego, odbywały wstępną rozmowę z członkami komitetu, w której Założycielka z reguły nie uczestniczyła. Pytano je o cel przybycia, kto je skierował, o związki z ojcem Honoratem, itp. Wspominając przeżycia związane z „badaniem” kandydatek, Założycielka zapisała: „Niejednej dobrze biło serce, aby [...] niczym się nie zdradzić, a ojca Honorata wyminąć […]; nie byłam i ja bez lęku, każdą taką sesję odczułam, chociaż do narad nie należałam; wszakże musiałam być w pogotowiu, kiedy mnie do jakiego objaśnienia zawezwą”[26]. Wydawało się, że w takich warunkach dalszy rozwój zgromadzenia zakonnego nie będzie możliwy.
Sugerowano jej, aby znalazła jakieś mieszkanie poza przytułkiem i tam przeniosła się wraz z siostrami. Kazimiera jednak nie ustąpiła. O pozostaniu sióstr w „Przytulisku” zdecydował fakt, że istniała w nim kaplica z Najświętszym Sakramentem, codziennie była sprawowana msza święta, a tej duchowej pomocy Sługa Boża nie chciała ich pozbawiać. „Gdy jednak spojrzałam na kaplicę, na ten dom Boży, co w one czasy było wyjątkowym szczęściem – zabrakło odwagi, by wyjść spod tego dachu, opuścić Pana Jezusa – wobec tego projekt ten został stanowczo przekreślony”[27].
Niebezpiecznym dla zawiązującego się zgromadzenia był też fakt trudnego położenia finansowego zakładu, jednak organizacyjny zmysł Matki, a także zawierzenie losów zakładu i nowego zgromadzenia Opatrzności Bożej i wstawiennictwu św. Józefa przyniosło zbawienne skutki. Mimo wyjątkowo trudnej sytuacji finansowej nie wydaliła z zakładu nikogo, przeciwnie, w tym okresie – jak sama napisała – „ruch był większy niż zwykle”[28].
I tak, pomimo tych wszystkich trudności, nieporozumień, uwarunkowań politycznych, dzięki niezwykłej determinacji Matki Kazimiery i jej bezgranicznemu zaufaniu Opatrzności Bożej narodziło się nowe zgromadzenie: Siostry Cierpiących, którego głównym celem była praca wśród chorych i najbardziej potrzebujących. Zaś samo „Przytulisko” stało się główną siedzibą tej nowej rodziny zakonnej. Tutaj zaczęły zdobywać formację pierwsze franciszkanki, i stąd wyruszały w różne strony „zawsze w jednym celu – nieść pomoc biednym, głównie chorym”[29].
 „Przytulisko” jeszcze wielokrotnie było poddawane rewizjom przeprowadzanym przez urzędników z Petersburga, których zadanie polegało na wykryciu właściwego celu instytucji. Podczas rewizji szukali książek o treści religijnej, szkaplerzy tercjarskich, listów ojca Honorata Koźmińskiego lub obrazków religijnych z jego podpisem. W warunkach nieustannego zagrożenia rewizjami trzeba było ukrywać teksty ustaw, modlitewniki, katechizmy. Rewizje zdarzały się również w Domu dla Nieuleczalnie Chorych, tzw. „Królikarni”, w Zakładzie dla Sierot przy ul. Litewskiej i w Wilnie. Śledzono kontakty pracujących w tych placówkach sióstr z Matką Gruszczyńską. „Szukali, śledzili, dopytywali o mnie”[30] – napisała później Założycielka. Jednak, jak podsumowała Sługa Boża, chociaż „niemożliwe to wszystko do opisania; lata, lata trwało to prześladowanie, jednakże nie rujnowało ducha, przeciwnie utrwalało, hartowało”[31].

W służbie cierpiącym

Wrażliwość, współczucie, dar rozeznania, ale przede wszystkim głębokie zjednoczenie z Chrystusem w tajemnicy Jego Męki oraz otwarcie na działanie Ducha Świętego, doprowadziły Matkę Kazimierę do bezgranicznej miłości wobec chorych i cierpiących. Uważając wszystkich nieszczęśliwych za swoich bliskich, oddawała swoje życie na służbę dla nich, nie czyniąc żadnych różnic z powodu wyznania, narodowości, statusu społecznego, czy zajmowanego stanowiska. Świadczy o tym fakt, że z taką samą troską pochylała się nad rannymi żołnierzami polskimi jak i rosyjskimi, nad nieuleczalnie chorymi, bezdomnymi czy cierpiącymi w rodzinach arystokracji.
Odpowiadając na wołanie człowieka cierpiącego i potrzebującego pomocy, była konsekwentna w działaniu, by temu cierpieniu ulżyć i w tej kwestii wykazywała nadzwyczajną inwencję. W działaniach na rzecz cierpiących, jak wspomina siostra Celestyna Wiznerowicz, Matka „zaskakiwała pomysłami, przynaglała w działaniu – zdawało się nieraz wbrew prawom roztropności nagliła działać”[32]. Stąd „życie jej całe było wypełnione fundowaniem dzieł miłosierdzia”[33]. Świadczy o tym różnorodność placówek, jakie powstały z jej inicjatywy lub przy jej współudziale. Były to: przytułki dla bezdomnych, sierocińce, szpitale, zakłady dla nieuleczalnie chorych, dla ubogich matek, dla zagrożonej moralnie młodzieży, opieka nad chorymi w domach prywatnych[34].
Będąc wolna od opinii ludzkich, krytyk i osądów, aby przynieś ulgę cierpiącym, zdolna była znieść największe upokorzenia, pokonać wszelkie przeszkody ze strony władz zaborczych, często niezrozumienia nawet najbliższego otoczenia, czego przykładem mogą być starania o budowę szpitala – „Sanatorium św. Józefa”, kiedy to kilkakrotnie odmawiano jej pomocy, a nawet wytykano starszy wiek i brak roztropności. Widząc potrzebę istnienia tej placówki, nie wycofała się z podjętej decyzji. Szpital o najwyższych wówczas standardach powstał w ciągu jednego roku (1909-1910)[35].
Mówiąc o miłości Sługi Bożej do cierpiących, należy podkreślić, jej szczególną troskę o duszę i zbawienie wieczne każdego człowieka. Dlatego jej staraniem było, aby każdy ciepiący, a szczególnie umierający, pojednał się z Bogiem. W Informacjach dla sióstr pielęgnujących chorych pozostawiła swym duchowym córkom wiele rad, jak powinny zabiegać i troszczyć się o zbawienie wieczne każdego podopiecznego.
Na szczególną uwagę zasługuje jeszcze ogromny szacunek, jakim Matka Kazimiera darzyła każdego człowieka. Był to szacunek dla jego poglądów i przekonań religijnych. We wspomnianych Informacjach przestrzega siostry, aby nie zmuszały chorych innych wyznań do zmiany przekonań religijnych, czy też nie nawracały na siłę. Natomiast w niebezpieczeństwie śmierci, jeśli chory sobie tego życzy, miały obowiązek poprosić duchownego jego wyznania[36].
Ideały swej miłosiernej miłości wobec cierpiących Matka Kazimiera przekazała w siostrom franciszkankom. W czasie swojej posługi przełożonej generalnej Kazimiera Gruszczyńska utworzyła 25 placówek dla cierpiących. W ciągu lat niektóre z nich ulegały reorganizacji, inne zostały zlikwidowane, powstawały także nowe. Właściwie wszystkie te dzieła stworzyła jeszcze w czasie, gdy Polska była pod zaborami. Wyzwolenie Ojczyzny spod jarzma zaborców było dla niej bardzo ważne, jednak ten doniosły fakt – fakt odzyskania niepodległości nie zmienił jej nastawienia i zapału w posłudze chorym. Te były niezmienne. Tutaj czuła się zawsze wolną, czy to podejmując kolejne wyzwania, czy to pokonując trudności wynikające z działań zaborcy, czy też wewnętrzne trudności zgromadzenia, jak brak personelu, brak funduszy. Dzieło zapoczątkowane przez Matkę Kazimierę i jej ideały podjęły Siostry Franciszkanki od Cierpiących i to duchowe dziedzictwo trwa nadal, okazując się trwałym dorobkiem związanym z posługą najbardziej opuszczonym, chorym, dotkniętych nędzą moralną i materialną.

3.      Duchowy „exodus”

Ku prawdziwej wolności
Spoglądając na życie Sługi Bożej, Matki Kazimiery nie sposób nie dostrzec, że była człowiekiem nieustannego wychodzenia, przekraczania siebie, pokonywania codziennych ludzkich słabości, dążenia ku pełnej wolności ducha.
Kiedy zakończyła się I wojna światowa, po zwycięstwie Polaków nad armią bolszewicką w 1920 roku, kiedy Polska odzyskała niepodległość, Matka Kazimiera składając życzenia wielkanocne wyrażała swoją radość. Pisała: „Pierwszy raz w życiu naszym zaznacza się tak radosne >>Alleluja<<. Cały naród się weseli, bo odzyskał wolność – prawdziwe nowe Hosanna. Tak, mamy się z czego weselić i wspólnie składać gorące dziękczynienie, za ten doznany cud”[37]. Gratulowała arcybiskupowi Stanisławowi Gallowi odwagi polskiego żołnierza, który walczył i przelewał krew w obronie Ojczyzny[38].
Jednak mimo tej radości, Sługa Boża swej myśli nie zatrzymywała na ziemskiej Ojczyźnie. Wiedziała, że jest w drodze, bo życie każdego człowieka jest pielgrzymką do Ojczyzny Niebieskiej, gdzie jak mówiła, „Bóg (…) przeznaczył nam hymn wesela (…), tam nas oczekuje i całym Sercem pragnie powitać palmą zwycięstwa”[39]. Jednocześnie była świadoma, że jest wróg – zło, które dołoży wszelkich starań, by w drodze do tej Ziemi Obietnicy, podstępnie zakuć w swoje kajdany, zniewolić i odebrać nam przygotowaną nagrodę – palmę zwycięstwa. Była człowiekiem i sama wielokrotnie doświadczała ludzkiej słabości i podstępnego działania tego ukrytego wroga. Dlatego w rozmowach, w listach, przemówieniach, ostrzegała, że to nie wróg, który może skazać na zsyłkę, zamknąć w więzieniu czy nawet zabić ciało jest prawdziwym okupantem i prześladowcą, lecz jest nim ten, który prowadzi do zniewolenia duszy. A kajdany, których używa, by trzymać ją na uwięzi to: pycha, zazdrość, obmowy i oszczerstwa, egoizm, próba dominacji, zaspokajania własnych zachcianek kosztem bliźnich, samowola, wprowadzanie podziałów, brak wrażliwości na cierpienie czy wręcz nienawiść do drugiego człowieka. Wszystko to, niszczy i uśmierca duszę człowieka. Odwołując się do przykładu walki o niepodległość Ojczyzny ziemskiej pisała: „patrzmy, co ucierpiał nasz naród, ile poniósł męczarni, ile łez, ile krwi spłynęło, i to nie momentalnie lecz prawie całe wieki – jednak, nie ochłonął z zapału, dopóki swej Matki Ojczyzny nie wyzwolił z kajdan niewoli. I dziś dopiero radośnie śpiewa >>Wesołe Alleluja<< Tak i my (…) nie ustawajmy walczyć z naturą naszą, zdepczmy miłość własną, (…) walczmy od rana do wieczora”[40].
Sama była przykładem nieustannego zmagania i podejmowanej pracy duchowej, by ciągle na nowo odzyskiwać wewnętrzną wolność. Mimo, że była Założycielką Zgromadzenia, przełożoną generalną, a przy tym słabego zdrowia, dzieliła wszelkie prace z siostrami i podopiecznymi „Przytuliska”.  „Spełniała proste posługi domowe np. noszenie wody z podwórza i inne prace gospodarcze”[41]. Dążyła do zajęcia ostatniego miejsca, rezygnując nawet z należnego jej po ludzku uznania. Znamienny przykład notuje siostra Helena Władzińska: „wobec Zarządu >>Przytuliska<< Matka nasza początkowo nie posiadając całkowicie zaufania, musiała na swym stanowisku pełnić nieraz obowiązki bardzo przykre i wielce upokarzające”[42]. Nigdy też nie zwracała na siebie uwagi; jej pragnieniem było pozostanie w ukryciu. Jak mówił jej spowiednik, ksiądz Adam Wyrębowski, „Bóg tego od niej wymagał, dlatego też żyła ona ukryta, nieznana poza najbliższym otoczeniem”[43]. Natomiast, jeśli nawiązywała kontakty, w relacjach z innymi „mimo swej wybitnej indywidualności, jako kierowniczka i założycielka Zgromadzenia, była bardzo pokorna i naturalna w stosunkach towarzyskich”[44]. Podkreślić należy, że nigdy nie oczekiwała pochwał i uznania dla swej pracy. Nigdy też nie przypisywała sobie zasług z wykonanego dobra. Jak pisze siostra Wiktoria Bursiak „czyniąc wiele dobrego, czyniła to tak naturalnie, tak prosto, że ludzie korzystający z wysiłków jej pracy nie zawsze zdawali sobie sprawę, kto był pośrednią przyczyną niesienia im ulgi w ich utrapieniach; tak zawsze uważała się tylko za narzędzie w ręku Boga”[45].

Wolność krzyżami się znaczy
Swoim życiem Matka ukazała jeszcze jedną drogę, którą sama obrała jako najpewniejszą do pełni wolności – była to droga krzyża. W dzisiejszym świecie może to zabrzmieć trochę jak paradoks. Znak sprzeciwu, hańby, często powód niezgody, kłótni – znakiem wolności? A jednak… To właśnie krzyż stał się symbolem wygranego życia, drogą do niepodległości, bo wolność krzyżami się znaczy.
Żyjąc duchem franciszkańskim ukochała „Księgę krzyża”. Krzyż był dla niej szczególnym darem i drogą ku wieczności, jednoczył ją z Oblubieńcem. Wierzyła, że krzyż jest jej dany i zadany. Pragnęła go przyjąć w swoje życie z największą radością i miłością, widząc w tym – jak sama napisała – jedynie wolę Bożą. Z pełną świadomością składała Bogu siebie w ofierze. Gotowa była przyjąć każde cierpienie, jako „okup” za rozwój zgromadzenia, którego byłą założycielką.
Chociaż Matka Kazimiera bardzo rzadko wypowiadała, to, co działo się w jej duszy, to jednak w listach skierowanych do ojca Honorata znalazło się jej szczególne wyznanie: „Dziś widzę wielkie skarby w tym krzyżu i dziękuję Panu Jezusowi, że dotąd był cierpliwy i nie przeniósł go na kogo innego” [46]. Mój Ojcze, abym odtąd była dzieckiem krzyża i żebym już na nim skonała. (...) Jestem spokojna, choć mam to przekonanie, że krzyż mnie nie opuści”[47]. I dalej Matka Kazimiera pisze: „Od krzyża nie uciekam, pragnę cierpieć, czuję wyraźnie, że ręką Bożą ten krzyż mi podany”[48]. Zgoda na krzyż wniosła w jej życie pokój i dała poczucie wolności ducha. „Uczułam taką błogość, jakby mnie kto rozkuł z jakich kajdan”[49], wyznała wyrażając zgodę na każde cierpienie, jakie przyjdzie jej przyjąć. Kresem podjętej drogi krzyżowej miało być dla Matki odkrycie Boga jako najwyższej i jedynej wartości. Wyraziła to w jednym z listów do ojca Honorata, pisząc: „abym dobiegając wieczora dni swoich, nic nie miała prócz Boga samego”[50].


4.      Ziemia Obiecana
Z biegiem lat, Matka Założycielka, można powiedzieć – ogołocona z siebie, oddana swym duchowym córkom i najbardziej potrzebującym, traciła również fizyczne siły, stawała się w pełni wolna. Stan jej zdrowia coraz bardziej ulegał pogorszeniu. Powoli świeca doczesnej drogi powołania zaczęła się dopalać. Matka Kazimiera w lipcu 1927 roku przyjechała na wypoczynek do Kozienic. Jak się okazało, tym razem powróciła tam, gdzie wszystko się zaczęło – i życie, i powołanie, aby w tym samym miejscu odpowiedzieć Panu: „tak” na ostatnie wezwanie.
Czas odchodzenia Sługa Boża przyjęła ze spokojem i poddaniem się woli Bożej. Nie okazywała lęku, ale w pokoju serca oczekiwała pełnego zjednoczenia z Oblubieńcem. Jak napisał ksiądz Jan Klimkiewicz: „Czuła, że trzeba jej opuścić już ten ziemski padół płaczu, prac, trudów i walk, a wejść na szlaki wiekuistej światłości, prowadzące w prostym kierunku do Boga”[51]. I świadomie przygotowywała się do spotkania z Nim. Prosiła o przywiezienie z Warszawy gromnicy, z którą umierał ojciec Honorat Koźmiński oraz obrączki i krzyżyka. Mając świadomość duchowej walki, która może towarzyszyć temu przejściu do Ziemi Obiecanej, „prosiła Ks. Prałata Klimkiewicza, który był w czasie choroby jej powiernikiem sumienia, […] aby pomagał do ostatniej chwili życia przeradzać się staremu człowiekowi w nowego godnego Królestwa Bożego”[52]. Na jej prośbę, 27 sierpnia wieczorem ksiądz Jan Klimkiewicz udzielił jej sakramentu chorych.
       W miarę zbliżania się ostatnich chwil życia Matki, wokół niej panował coraz bardziej podniosły, nieziemski nastrój. Roman Sitkowski, który jako ministrant asystował kapłanom w czasie przynoszenia Matce Kazimierze Komunii Świętej, w liście do swojej siostry – siostry Heleny Sitkowskiej, pisał: „Nieraz brałem udział w podobnej ceremonii, ale ta była jakaś inna, niecodzienna i nieziemska. Odniosłem wrażenie i czułem, że Kapłan, przyniósł Chrystusa do miejsca, gdzie Chrystus już był. Czułem Go tam sam! I znów te oczy głębokie, które były pełne spokoju i pewności siebie. Oczy nie z tego świata! Jakby oczy duszy chorej Matki, które nie należały już do powłoki ziemskiej. Tych oczu nie zapomnę do końca mego życia”[53].
       Mimo spotkań z odwiedzającymi ją osobami Sługa Boża nieustannie trwała w zjednoczeniu z Chrystusem. W czasie rozmów zwracała oczy na krucyfiks wiszący na ścianie, a drugi, który trzymała w rękach – całowała. 15 września stan zdrowia Matki Kazimiery znacznie się pogorszył. Cały czas zachowywała świadomość, chociaż bardzo cierpiała. Silne bóle łagodzono podawaniem leków. Kiedy z Warszawy przyjechał kapelan „Przytuliska”, ksiądz Antoni Kwieciński. Sługa Boża przywitała go z radością. W nocy z 16 na 17 września, około godziny 2, życie Matki Założycielki wydawało się dobiegać końca. Na propozycję przyjęcia Komunii Świętej jako Wiatyku, Sługa Boża odpowiedziała: „Przygotowana jestem”[54]. Głośno odmawiała akty, po których przyjęła Pana Jezusa. O godzinie 4 rano ksiądz Kwieciński odprawił mszę świętą w jej intencji. Kiedy rano przyjechał z Warszawy lekarz zgromadzenia, doktor Stanisław Markiewicz, Matka wypowiedziała jedynie krótką skargę: „Doktorze, jak ja cierpię”[55]. „W niedługim czasie, około godziny 9 rozpoczęła się agonia; Z jej twarzy czytać można było ból i radość. Ból fizyczny skutkiem nieustającej i z godziny na godzinę wzmagającej się choroby, i radość i wesele w Panu, jakby już z Nim rozmawiała na ziemi twarzą w twarz”[56]. Zapalono gromnicę, przy której umarł ojciec Honorat Koźmiński. Przez cały czas trwania agonii, ksiądz Antoni Kwieciński czuwał przy Matce wraz z siostrami, odmawiał modlitwy za konających, kilkakrotnie udzielił jej absolucji. Swoją ziemską pielgrzymkę zakończyła w 79 roku życia o godzinie 13.30 w sobotę, 17 września 1927 roku, w Święto Stygmatów św. Franciszka z Asyżu. I jak napisał ksiądz Jan Klimkiewicz, wierzymy, że u bram Ziemi Obiecanej, Ziemi Wolności, „na progu Królestwa Bożego czekał na nią orszak tych jej córek z ducha i zakonu, które ją do wieczności uprzedziły”[57].

s. Lucyna Czermińska CSFA
(referat został wygłoszony 16 września 2017 roku w Kozienicach, podczas Sympozjum „Czas kobiet niezwykłych. Sługa Boża Matka Kazimiera Gruszczyńska”, poświęconego pamięci Sługi Bożej w 90 rocznicę jej śmierci)




[1] H. Władzińska, Wspomnienia, w: Dokumentacja, t. V, s. 1359. (Dokumentacja – uwierzytelnione kopie pism Sługi Bożej Kazimiery Gruszczyńskiej, a także dokumentów dotyczących życia i dzieła Matki, jej biografii, wspomnień i świadectw o niej. Dokumenty zostały zgromadzone w czasie prac związanych z przygotowaniem do otwarcia procesu beatyfikacyjnego Sługi Bożej i zebrane w dziewięciu tomach. Tom I ma wewnętrzną numerację własną, od II-IX tomu dokumenty mają numerację ciągłą. Zbiór znajduje się w Archiwum Postulacji Sługi Bożej Kazimiery Gruszczyńskiej w Warszawie przy ul. Wilczej 7 w Domu Generalnym Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek od Cierpiących)
[2] Por. I. Kozielewski, Życiorys Matki Założycielki, w: Dokumentacja, t. VI, s. 1860.
[3] Tamże, s. 1861.
[4] K. Niesiecki, Herbarz Polski, Lipsk 1839-1845, t. IV, s. 301.
[5] Por. D. Olszewski, W służbie cierpiącym. Charyzmat Kazimiery Gruszczyńskiej (1848-1927), Niepokalanów 1991, s. 17-19.
[6] Biografie zachowane w dokumentacji archiwalnej Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek od Cierpiących zgodnie stwierdzają, że Kazimiera Gruszczyńska w domu rodzinnym otrzymała surowe wychowanie. Por. H. Władzińska, Wspomnienia, w: Dokumentacja, t. V, s. 1359-1361; por. także: W. Bursiak, Życiorys śp. Czcigodnej Matki Kazimiery Gruszczyńskiej Założycielki ukrytego Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek od Cierpiących w Warszawie, t. I, w: Dokumentacja, t. V, s. 1510-1513; I. Kozielewski, Życiorys Matki..., w: Dokumentacja, t. VI, s. 1861-1862.
[7] H. Władzińska, Wspomnienia, w: Dokumentacja, t. V, s. 1360.
[8] Por. tamże, s. 1361.
[9] Por. tamże, s. 1363.
[10] Por. J. Śnieżek, Lelije zza puławskiej fosy, Puławy 1998, s. 6, 104-105. Niestety, w czasie kwerend nie udało się ustalić kwiatu, pod nazwą którego „ukrywała” się Kazimiera Gruszczyńska.
[11] Por. tamże, s. 65.
[12] Tamże, s. 64.
[13] Por. W. Bursiak, Życiorys śp. Czcigodnej…, t. I, w: Dokumentacja, t. V, s. 1515.
[14] A. Kwieciński, Przemówienie wygłoszone w czasie uroczystości pogrzebowej, w: Dokumentacja, t. VIII, s. 2522.
[15] Por. H. Władzińska, Wspomnienia, w: Dokumentacja, t. V, s. 1365.
[16] W. Bursiak, Życiorys śp. Czcigodnej…, t. I, w: Dokumentacja, t. V, s. 1518.
[17] Por. K. Gruszczyńska, Historia Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek od Cierpiących, w: Dokumentacja, t. II, s. 363.
[18] Cyt. za: H. Władzińska, Wspomnienia, w: Dokumentacja, t. V, s. 1369.
[19] Cyt. za: Tamże, s. 1371.
[20] K. Gruszczyńska, Historia Zgromadzenia…, w: Dokumentacja, t. II, s. 355.
[21] Tamże.
[22] Por. tamże, s. 326
[23] Por. tamże, s. 326-329.
[24] Tamże, s. 327.
[25] Tamże, s. 332.
[26] Tamże, s. 334.
[27] Tamże.
[28] Tamże, s. 335.
[29] Historia Zgromadzenia spisana przez Założycielkę ujmująca lata 1856-1882 oraz dane cyfrowe o domach Zgromadzenia, w: Dokumentacja, t. III, s. 503.
[30] K. Gruszczyńska, Historia Zgromadzenia…, w: Dokumentacja, t. II, s. 362.
[31] Tamże, s. 357.
[32] C. Wiznerowicz, Moje wspomnienia o naszej śp. Matce Założycielce K. Gruszczyńskiej, w: Dokumentacja, t. VI, s. 1946.
[33] A. Wyrębowski, Przemówienie w dniu pogrzebu Matki Kazimiery, 22 IX 1927 r., w: Dokumentacja, t. VIII, s. 2517.
[34] Por. D. Olszewski, W służbie cierpiącym…, s. 128-140, 167-168.
[35] Por. M. Łazowska, Historia domu Sanatorium św. Józefa, Warszawa ul. Hoża 80, w: Dokumentacja, t. VII, s. 2306-2315.
[36] Por. K. Gruszczyńska, Informacje o pielęgnowaniu chorych dla Sióstr, w: Dokumentacja, t. III, s. 514-516.

[37] List okólny M. Kazimiery z okazji Wielkanocy, 23 III 1921 r., w: Dokumentacja, t. III, s. 805.
[38] Por. Listy M. Kazimiery do arcybiskupa S. Galla. Archiwum Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek od Cierpiących, sygn. C I, T. IV/107 – M. Kazimiera.
[39] List okólny M. Kazimiery z okazji Wielkanocy, 23 III 1921 r., w: Dokumentacja, t. III, s. 805.
[40] Tamże.
[41] Różne wiarygodne notatki z życia śp. Drogiej Naszej Matki Kazimiery Gruszczyńskiej zebrane przez s. Magdalenę Łazowską, w: Dokumentacja, t. VI, s. 1984
[42] H. Władzińska, Wspomnienia, w: Dokumentacja, t. V, s. 1391.
[43] A. Wyrębowski, Przemówienie w dniu…, w: Dokumentacja, t. VIII, s. 2517.
[44] W. Bursiak, Życiorys śp. Czcigodnej…, t. I, w: Dokumentacja, t. VI, s. 1659.
[45] Tamże, s. 1654.
[46] List (4) M. Kazimiery do o. Honorata, w: Dokumentacja, t. IV, s. 1178.
[47] Tamże.
[48] List (5) M. Kazimiery do o. Honorata, w: Dokumentacja, t. IV, s. 1179.
[49] List (4) M. Kazimiery do o. Honorata, w: Dokumentacja, t. IV, s. 1178.
[50] List (3) M. Kazimiery do o. Honorata, w: Dokumentacja, t. IV, s. 1177.
[51] J. Klimkiewicz, In nomine Domini, w: Dokumentacja, t. V, s. 1333.
[52] Tamże, s. 1334.
[53] Fragment listu R. Sitkowskiego o doznanej łasce za przyczyną Matki Kazimiery w liście do s. Heleny Sitkowskiej 1970, w: Dokumentacja, t. IX, s. 3269.
[54] Przyjazd Matki do Kozienic i ostatnie tygodnie Jej życia,  w: Dokumentacja, t. VIII, s. 2554.
[55] Tamże, s. 2555.
[56] J. Klimkiewicz, In nomine…, w: Dokumentacja, t. V, s. 1338.
[57] Tamże.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz