Ks. Antoni Kwieciński

Przemówienie Ks. Antoniego Kwiecińskiego z dn. 19 września 1927 r. na powitanie ciała M. K. Gruszczyńskiej w kaplicy Przytuliska.

Szczęśliwi, którzy w Panu umierają”.

Po raz ostatni wstąpiłaś, Pani Przełożono, w mury tutejszego zakładu. Ostatni raz przekroczyłaś progi wzniesionej przez Cię świątyni Pańskiej. Już więcej pod jej stropy nie wzniesie się westchnienie Twoje. Smutkiem przepełnione oczy już się nie będą wpatrywać w Pana Utajonego, ani ogarniać z przenikliwością zgromadzone do koła Ciebie córy duchowne…

Opadła bowiem niby dojrzały kłos dostojna Twoja głowa. Zamknęły się na wieki usta Twoje. Uleciała myśl, a gorące przestało bić serce. Z ukochanych, bo z dziecięctwem zrośniętych Kozienic, przybyłaś w majestacie śmierci do wypielęgnowanego przez Cię Przytuliska. Tu bowiem jest serce Stowarzyszenia Twojego. Tu źrenica oka Twego. Tu się biedziłaś, jak podołać napływającym żądaniom o pielęgnowanie chorych. Stąd raz po raz wysyłałaś pracownice – opiekunki cierpiących, skierowując je po odpowiednim pod okiem Twoim wyrobieniu do Sanatorium, do Królikarni, Wilna, Pabianic, Łodzi…, by tam w imię Patrona Zgromadzenia i patrona dobrej śmierci nieść ulgę niedołężnym, zbolałym i cierpiącym.

O cierpienie. Któż Cię nie zna? Kto cię nie zakosztował? Jak cień chodzisz nieodłącznie i za mędrcem i za prostaczkiem. Nie porzucasz starca i kołyski niemowlęcia nie odstąpisz.

Ty, Pani Przełożona, znałaś cierpienie, własne i cudze. Dziecięce Twoje oczy już je oglądały w domu ojca. Uszy młodej dziewczyny napełniały nie tylko jęki chorych, ale zawodzenia nieszczęśliwych matek, które utraciły synów, przedwcześnie poległych podczas powstania. Patrzyłaś na skrwawione serca Żon. Widziałaś oczy sióstr napełnione łzami na widok zbezczeszczonych przez wroga ciał braci… A bólu tego ujawniać zbytnio nie należało: co najwyżej wypłakać gdzieś można było cichymi łzami goryczą wezbrane serce.

Pomoc rannym, cierpiącym ulgę, złamanym lub znękanym pokrzepienie i osłodę w cichości, po kryjomu niemal nieść trzeba było. Niosłaś ją zbolała i cierpiąca: boć już przed laty 30-tu dekretowali Cię lekarze na śmierć. Ukryta wewnętrzna choroba, śmierci zarodek, trawiła odtąd ciągle Twój organizm, zbożną przez to utrudniając pracę.

Wzmiankowane warunki życia wraz ze starannym wykształceniem i wychowaniem w tradycjach uczciwego staropolskiego dworku wyrobiły w Tobie, Pani Przełożono, od wczesnych lat zrozumienie, że trzeba „iść przez życie, dobrze czyniąc”, że „chodząc po ziemi, należy głowę w niebie trzymać”. Stamtąd właśnie czerpałaś swą stanowczość w poczynaniach i jasność poglądów, którymi zadziwiałaś otoczenie.

Wnikliwe oko świątobliwego O. Honorata oceniło grunt do budowania gmachu czynnej miłości bliźniego przydatny. Na głos jego: „pójdź, uczynię Cię osłodą i pocieszeniem cierpiących”, poszłaś bez wypraszania się, bez oglądania wstecz. Powtarzałaś tylko sobie i swoim, jako podtrzymanie i kierunek znojnej pracy: „Nie nam, Panie, nie nam, ale imieniowi Twemu daj chwałę”.

Lecz Ojciec, który widzi w skrytości, oddał Tobie: modły nauczycielek – inwalidek, paciorki sierot z zakładów na Litewskiej, św. Antoniego, z Maternity, westchnienia pojednanych z Bogiem lub ochrzczonych dopiero na łożu boleści przez Ciebie lub Twoje „Przytulanki” niosły Twe imię przed tron Najwyższego i z szacunkiem je przed ludźmi głosiły. Szacunek ten z biegiem czasu wzrastał zarówno u swoich, jak u obcych. Uznanie świeckich i duchownych trwałym i powszechnym się stawało.

Znamy rodaków nagrodzonych i wyróżnionych przez wrogów naszego kraju. Kosztem hańby jednak i poniżenia bywało ono często nabywane i przekleństwem się im stawało; odznaczenie Ciebie od Moskali otrzymane, było wyrazem hołdu dla pracy i tryumfem idei którejś życie poświęciła.

Nieżyjący już biskupi nasi używali cię jako tajnego łącznika i pośredniczki dla utrzymania między sobą jedności w taktyce i w zarządzeniach kierowanej przez się nawy polskiego kościoła, miotanego przewrotnością i podstępem wroga.

Pierwszy nuncjusz odrodzonej Polski bystrym okiem dojrzał zalety osobistego charakteru, oraz sposób i kierunek pracy obrany i stosowany w Towarzystwie. Jako Ojciec św., mimo nawału spraw całego kościoła, na miesiąc zaledwie przed Twą śmiercią, słał Ci apostolskie swe błogosławieństwo na dalszą prace, względnie – jeżeli taką będzie wola Najwyższego – na ostatnią godzinę Twego życia.

Pani Przełożono. My córy Twe duchowe dumnymi się czujemy, żeśmy pod taką zostawały kierowniczką. Za to żeś nas słowem swym i przykładem uczyła wykonywać miłość bliźniego, pomoc i pociechę im nieść, wyrażamy hołd najgłębszej wdzięczności i ukochania. Gorącym zapewniamy sercem, że śladami Twoimi kroczyć będziemy, że życzenie kostniejącymi już wypowiadane usty: „Miłujcie się; przez miłość, posłuszeństwo i wzajemną wyrozumiałość jedno bądźcie” jako święte w duszach zapiszemy i wykonamy.

Ból z poczucia doznanej straty płynący łagodzić będzie myśl żeś w przejasnym życiu swoim „potykaniem się dobrym potykała”, żeś Panu wierności dochowała, i że On, pomny na czyny Twoje da Ci koronę chwały i wieniec zwycięstwa. Amen.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz