L. Czermińska, Matka Kazimiera Gruszczyńska. Konsekracja i powołanie

«Zanim ukształtowałem cię w łonie matki, znałem cię,
nim przyszedłeś na świat, poświęciłem cię,
prorokiem dla narodów ustanowiłem cię» (Jr 1, 4-5).


1. Pierwsze wezwanie
31 grudnia 1848 r., w niewielkim miasteczku, w Kozienicach, w powiecie radomskim, przyszła na świat dziewczynka. Drugie z kolei dziecko Józefy i Andrzeja Gruszczyńskich. Stan noworodka musiał budzić niepokój, gdyż tego samego dnia ochrzczono go z wody. Obrzędu chrztu dopełnił ks. Tomasz Wrześniakowski, proboszcz i dziekan kozienicki, dn. 19 marca 1849 r. przy chrzcie córka państwa Gruszczyńskich otrzymała imiona: Sylwestra, Józefa, Kazimiera.

Należy zaznaczyć, że każda formacja, także do życia zakonnego, rozpoczyna się już w domu rodzinnym. Aby lepiej zrozumieć drogę powołania i całego życia zakonnego naszej Matki Założycielki, musimy także w tym kontekście sięgnąć do jej początków, do środowiska rodzinnego. W Kozienicach, rodzice Kazimiery słynęli ze swej pracowitości, prawości, ducha patriotyzmu i religijności. Taka atmosfera domu nie pozostawała bez wpływu na kształtowanie ducha i charakteru Kazimiery.

Jak wiemy z przekazów źródłowych, od najmłodszych lat, stosownie do jej możliwości, była wdrażana do pracy, pomagając w drobnych zajęciach domowych matce. Natomiast pod bacznym i wymagającym okiem ojca przyswajała sobie naukę czytania i pisania. Co musiała czynić solidnie, gdyż za wszelką niedokładność była surowo napominana. Wydawać by się mogło, że taka forma wychowania, w stosunku do kilkuletniej dziewczynki była zbyt surowa. Jednak, jak pokazał czas, to twarde wychowanie w domu rodzinnym ukształtowało w Kazimierze roztropność, spokój, silną wolę, obowiązkowość – cechy, które tak bogato zaowocowały w jej późniejszym życiu. Musiała wykazywać się ogromną dojrzałością wewnętrzną, zrozumieniem rzeczy Bożych, skoro już w 9 roku życia przystąpiła do pierwszej spowiedzi i Komunii św., co wówczas było rzadkością.

W 1858 r. została wysłana na dalszą naukę do Instytutu Maryjskiego w Puławach. Kazimiera spędziła w nim 3 lata. Bardzo dobre wyniki w nauce, jakie tam uzyskiwała, były rezultatem wdrożonej wcześniej pracowitości, systematyczności i poczucia obowiązku. 

W Instytucie była stawiana, jako wzór dla innych uczennic. Nie mamy jej osobistych świadectw dotyczących jej życia religijnego w tym okresie, ale musiało się ono cechować ogromną dojrzałością, a więź Kazimiery z Bogiem musiała być wyjątkowa skoro, jak sama wyznała to po latach, to właśnie w Puławach, w wieku 10 lat złożyła prywatny ślub czystości. Wydarzenie to możemy nazwać pierwszym Bożym wezwaniem, na które Kazimiera odpowiedziała Panu: tak, ofiarując mu niepodzielność swego, jeszcze wtedy dziecięcego serca.

Instytut Maryjski Kazimiera musiała opuścić wraz z dziewczętami, które rzucając do Wisły mapę w języku rosyjskim, chciały zamanifestować swoją patriotyczną postawę wobec zaborcy. Wydarzenie to można by nazwać nieszczęśliwym przypadkiem. Ale w planach Bożych wszystko ma sens i również ta sytuacja znajdzie w przyszłości swoje miejsce i odegra rolę na drodze odkrywania i realizacji życiowego powołania Kazimiery Gruszczyńskiej.

Po powrocie z Puław, kolejne 3 lata Kazimiera spędziła w domu rodzinnym w Kozienicach. Po upadku postania styczniowego w 1864 r., podjęła na nowo naukę na pensji żeńskiej w Skierniewicach. Tam spędziła 4 lata.

2. W poszukiwaniu drogi życia. Walka duchowa
Powrót Kazimiery ze Skierniewic do rodzinnego domu łączył się już z pewną koniecznością podjęcia planów na przyszłość. Życie jej związane było z Bogiem przez ślub czystości, ale czy już wówczas Matka Kazimiera myślała ściśle o życiu zakonnym? Chciała bowiem założyć własną pensję i poświęcić się pracy z młodzieżą. Teraz właśnie odczuła skutki swej patriotycznej postawy w Puławach. Chociaż egzaminy przed państwową komisją w Radomiu zdała celująco i uzyskała patent nauczycielki, to jednak na świadectwie znalazła się notatka zabraniająca jej otwarcia tego typu zakładu. Wydarzenie związane z zakazem otwarcia pensji spowodowało, że Kazimiera musiała pozostać w domu rodzinnym. Była tutaj potrzebna, gdyż w tym czasie ciężko zachorowała jej matka. Dla samej Kazimiery był to czas pewnego rozdroża i rodzących się pytań: co dalej? Jak pokierować swoim życiem?

Pomagając w pracach domowych, jednocześnie zaczęła rozwijać swoje życie duchowe. W praktyce przejawiało się to ułożeniem sobie regulaminu dnia, można by rzec – zakonnego, którego sumiennie przestrzegała. Zawierał on punkty: wstanie o godz. 5-tej, następnie rozmyślanie z książeczki O naśladowaniu Chrystusa Tomasza á Kempis, uczestnictwo we Mszy św. Następne godziny przeznaczyła na prace domowe, robótki ręczne, pranie bielizny kościelnej. Odwiedzała chorych, uczyła dzieci katechizmu. Po południu nawiedzała Najświętszy Sakrament, odmawiała różaniec i modlitwy wieczorne w kościele.

Tą pogłębiającą się zażyłość z Bogiem ułatwiał jej fakt, iż od roku 1868 Kazimiera miała stałego spowiednika i kierownika duchowego w osobie proboszcza kozienickiego, ks. Józefa Khauna. Towarzyszył jej i pomagał w rozwoju wewnętrznym, pozwalał na wiele praktyk religijnych, np. na codzienną Komunię św. Jemu to Kazimiera zwierzyła się ze swej, można by powiedzieć, „królewskiej” tajemnicy, którą nosiła w sercu od 10 roku życia. A mianowicie, ze swego przymierza, jakie zawarła z Bogiem, ślubując życie w czystości. Spowiednik uznał, że ślub uczyniony w dzieciństwie można usankcjonować teraz, gdy jest już pełnoletnia. Do tej uroczystości przygotowywała się przez modlitwę, post, rekolekcje. Złożyła go 11 grudnia 1869 r. w kościele parafialnym w Kozienicach, w czasie Mszy św. odprawionej w jej intencji. Dzień ten zaliczyła do najważniejszych w swoim życiu.

Kazimiera coraz bardziej zdawała sobie sprawę, że Bóg wzywa ją, aby oddanie się na służbę Jemu zrealizowała na drodze życia zakonnego. Łaskę tę uważała za największy wyraz Bożego miłosierdzia. Jednak pełne rozeznanie drogi życia i podjęcie ostatecznej decyzji zamieniło się dla niej w kilkuletnią walkę duchową. Próby odczytania woli Bożej przysporzyły jej wielu udręk wewnętrznych.

Mając już pierwsze doświadczenia pomocy chorym i potrzebującym w środowisku kozienickim, za radą spowiednika rozpoczęła starania o przyjęcie jej do Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia św. Wincentego á Paulo, którego cele była opieka nad chorymi. Bóg jednak miał inne plany wobec niej. Znów wydaje się przypadek – niefortunna krótka rozmowa w furcie klasztornej sióstr szarytek, zaważyła o decyzji Kazimiery. Mimo, że złożyła dokumenty z prośbą o przyjęcie, nigdy nie zdecydowała się na wstąpienie do nich. Wciąż próbowała odczytać wolę Bożą w stosunku do własnego życia, całe godziny spędzając na modlitwie.

Po śmierci matki w 1870 r., stan zdrowia Kazimiery uległ znacznemu pogorszeniu. W tej sytuacji zmniejszyły się jej także możliwości prowadzenia życia modlitwy w dotychczasowy sposób. Utrudniała je również znaczna ilość obowiązków, jakie na nią spadły po śmierci matki. Poza tym, ojciec wiązał jej złe samopoczucie ze zbyt dużą, jego zdaniem, ilością praktyk religijnych i był przeciwny długim godzinom spędzanym przez córkę w kościele. Z pomocą w tej sytuacji znów przyszedł ks. Khaun. Chcąc jej oszczędzić przykrości ze strony ojca i małomiasteczkowego środowiska, dał Kazimierze klucz od bocznych drzwi kościoła, aby w odpowiednich dla siebie chwilach mogła adorować Najświętszy Sakrament. Ponad to, udzielał jej Komunii św. bardzo wcześnie rano, gdy mieszkańcy jeszcze spali.

Stan zdrowia Kazimiery zaczął się poprawiać, a ona nie przestawała myśleć o podjęciu życia zakonnego. Zaczęła znów przeżywać rozterki. Nie chciała sprzeciwiać się ojcu, a równocześnie pragnęła już konkretnie określić swoją przyszłość.




3. Ostateczna decyzja
Lekarze zalecali Kazimierze odbycie kuracji zdrowotnej poza granicami Kozienic. Stworzyło to dogodną sytuację do realizacji jej życiowych planów. Dla Matki Kazimiery rozpoczął się ostatni etap i ostatnia walka duchowa przed pojęciem ostatecznej życiowej decyzji. To właśnie ten etap odkrywania powołania znamy z najwiarygodniejszego źródła. Mianowicie, od samej Kazimiery, która w Historii Zgromadzenia zamieściła notatkę dotyczącą rekolekcji, jakie odbyła w Zakroczymiu.

Kazimiera zapisała, że w 1875 r. wyraziła pragnienie wyjazdu do stryja, Adama Gruszczyńskiego do Włocławka. Ojciec wystarał się jej o roczny paszport, mając nadzieję, że zmiana środowiska pomoże córce odzyskać siły. Kazimiera w tym zrządzeniu dostrzegła działanie Bożej Opatrzności, umożliwiające jej spełnienie swego powołania. W drodze do Włocławka zatrzymała się w Warszawie. Tutaj dowiedziała się o możliwości odprawienia rekolekcji w Zakroczymiu, pod kierunkiem o. Honorata Koźmińskiego. Nie chcąc jednak zawieść ojca, pojechała do Włocławka, a gdy nie zastała stryja w domu, jeszcze tego samego dnia wróciła do Warszawy i udała się do Zakroczymia.

W Zakroczymiu Kazimiera zatrzymała się na stancji Józefy Chudzyńskiej, pozostającej w ścisłym kontakcie z o. Honoratem. Sytuacja ta pozwoliła jej na spotkanie z charyzmatycznym zakonnikiem, odbycie rekolekcji pod jego kierunkiem i spowiedź, co zazwyczaj było rzeczą trudną, ze względu na duża liczbę osób, pragnących skorzystać z sakramentu pokuty u tego wyjątkowego spowiednika. Rekolekcje Kazimiera odprawiała według Ćwiczeń duchowych św. Ignacego Loyoli. Słowa: „Służ Bogu, a służ tam i tak, jak Bóg chce” stały się dewizą jej dalszego życia.


O. Honorat wzbudził jej zaufanie. Gdy obiecywał jej pomoc w wyborze drogi życiowej, była gotowa przyjąć jego rade bez zastrzeżeń. Spodziewała się od niego konkretnych wskazań i oczekiwała 6-go dnia rekolekcji, który miał być dniem wyboru. Jak się okazało, miała to być inna forma pomocy, niż ta, na którą czekała Matka. Na usilną prośbę Kazimiery, o Honorat rzeczywiście służył jej swoją radą, ale pomoc ograniczył do wskazania trzech możliwości: powrót do rodziny, wstąpienie do szarytek lub wstąpienie do felicjanek. Rozeznanie i podjęcie właściwej decyzji jeszcze raz okazało się być ogromnym wewnętrznym zmaganiem. Kazimiera opisuje walkę modlitwy, jaką toczyła od wczesnych godzin rannych, przechodząc od Wielkiego Ołtarza do Matki Boże, to znów do Serca Jezusowego, św. Franciszka, błagając o światło i rozważając wcześniejsze wskazówki o. Honorata. Ku żadnej jednak jej serce się nie skłaniało. Odpowiedź na każdą kolejną prośbę Kazimiery zakonnik zamykał w słowach: „Nie jestem Duchem Świętym. Módl się, aby ci Bóg wskazał”.

Po całym dniu, wydawałoby się bezowocnych zmagań, Matka Kazimiera wróciła do domu, gdzie zamieszkała na czas rekolekcji i, jak pisze, niczego nie wybrawszy, w usilnej modlitwie prosiła: „Panie, co chcesz, wskaż mi”. I Pan wskazał. Wytrwała modlitwa, chociaż początkowo wydawała się daremna, okazała się owocna. Kazimiera zdecydowała się pozostać na stancji, by służyć swoją pomocą właścicielce. Józefa Chudzyńska wyraziła zgodę. Następnego dnia Kazimiera poinformowała o. Honorata o swojej decyzji. Ten zaakceptował wybór, zdradzając przy tym, że miał jej tę ewentualność zaproponować, gdyby nadal nie mogła dokonać wyboru. Okazało się, że Józefa Chudzyńska była założycielką, tworzącego się z inicjatywy o. Honorata ukrytego zgromadzenia Posłanniczek Serca Jezusowego. W nim Kazimiera odnalazła swoje miejsce. Nie wiemy do końca tego, co doświadczyła Matka w głębi duszy podczas tych decydujących rekolekcji. Bowiem, wobec zagrożenia rewizją zniszczyła swoje notatki i postanowienia rekolekcyjne, rozrzucając skrawki papieru na drodze. Można powiedzieć, że jedną z największych tajemnic życia Matki Kazimiery zachowała zakroczymska szosa.

4. Podwójna konsekracja
W splocie tych sytuacji, które doprowadziły ją do tworzącego się zgromadzenia posłanniczek, Kazimiera dostrzegła Boże działanie. Odczytanie powołania i wypełnienie woli Bożej stało się dla niej najwyższą i naczelną wartością. Poszukiwaną usilnie drogę, na której ma służyć Bogu podjęła z gotowością i odwagą. Aspiranturę rozpoczęła 24 czerwca 1875 r., a 2 sierpnia weszła w okres tzw. Próby. Śluby zakonne złożyła w 1879 r. Można powiedzieć, że dla Matki Kazimiery złożenie ślubów zakonnych było już tylko konsekwencją, przypieczętowaniem przymierza z Panem, które pierwszy raz zawarła w wieku 10 lat, a uroczyście potwierdziła w wieku 21 lat.

Wypełnienie zobowiązań, płynących ze ślubów zakonnych uważała za priorytet w swoim życiu. Pragnęła pozostać im wierną, bez względu na cenę, jaką wypadało za to zapłacić. Kiedy z polecenia przełożonych przyszło jej organizować nowe zgromadzenie – Sióstr Franciszkanek od Cierpiących, wykazała się heroicznym posłuszeństwem. Widząc w tym dzieło Boże, była pewna, że Bóg właśnie przez przełożonych wskaże jej drogę realizacji swych planów. Chociaż pozostawienie jej pewnej samodzielności, wolności działania ułatwiałoby jej działalność na rzecz nowego zgromadzenia, pozostawała jednak wręcz „ślepo” zależną od władz zakonnych posłanniczek, niczego nie czyniąc na własną rękę, będąc pozornie bierną i zdaną na ich decyzje. Wierzyła i to przekonanie wpajała swym duchowym córkom we wspólnocie, którą organizowała, że nawet najmniejsze nieposłuszeństwo może być powodem braku błogosławieństwa dla nowego zgromadzenia. Pozostając niejednokrotnie w wewnętrznym rozdarciu pomiędzy dwoma wspólnotami, do których należała, zawsze była, jak sama powiedziała, na każde skinienie gotową wrócić do posłanniczek, gdzie złożyła swoje śluby zakonne. Całe życie nie pragnęła niczego, jedynie wypełnienia woli Bożej, a drogą do tego było dla niej posłuszeństwo Kościołowi i przełożonym.

W życiu Matki spełniła się prawda, że osoba uboga ma wszystko u Boga. Bóg był dla niej jedynym zabezpieczeniem życia duchowego i materialnego. Świadczą o tym wszystkie inicjatywy, którymi ogarniała chorych, cierpiących, potrzebujących, podejmowane przez utworzone przez nią Zgromadzenie sióstr Franciszkanek od Cierpiących. W kierowaniu zgromadzeniem bezgranicznie zaufała Opatrzności Bożej i niczego innego nie pragnęła także dla swoich duchowych córek. Obawiała się wszelkich przejawów materializmu, chęci zysku i zabezpieczeń. Lękała się, aby siostry nigdy nie straciły ducha ubóstwa i nie sprzeniewierzyły się tej radzie ewangelicznej. Wzorem ubogiego życia był dla niej św. Franciszek z Asyżu.

 
Jak wiemy, podstawą oddania Matki na służbę Bogu, światłem, które pozwoliło odkryć jej powołanie zakonne był niewątpliwie złożony ślub czystości. Zawsze z ogromnym wzruszeniem i uroczyście obchodziła rocznicę tego wydarzenia, uznając je za najważniejsze w życiu. Bóg był dla niej Królem i Panem jej serca.

Mówiąc o powołaniu i konsekracji Matki Kazimiery, nie można nie wspomnieć jeszcze jednego, szczególnego powołania, jakim Bóg obdarzył ją w wielkim zaufaniu. To powołanie do cierpienia. Był to dar, który towarzyszył jej od najmłodszych lat. Jeszcze w domu rodzinnym, doświadczona utratą rodzeństwa, a później matki, wśród udręk duchowych odkrywała swoje powołanie zakonne. Już w życiu zakonnym, organizując Zgromadzenie sióstr Franciszkanek od Cierpiących, wielokrotnie doświadczała cierpień moralnych, spowodowanych niezrozumieniem, nieufnością sióstr, a nawet samego o. Honorata w stosunku do swojej osoby. Jak sama wyznała, była to droga cierpienia w samotności i opuszczeniu. Do cierpień duchowych dołączyła się jej choroba fizyczna, która nie opuściła Matki do jej śmierci i niejednokrotnie przykuwała ją do łóżka na wiele miesięcy.

W korespondencji kierowanej do różnych osób pojawiała się czasami cicha skarga: „Jak ja cierpię”. Nigdy jednak nie wyrażała ona buntu. Wybrawszy za oblubieńca Ukrzyżowanego Pana, Matka nie pragnęła ulgi. W swoim zakonnym powołaniu chciała kroczyć Jego śladami i z Nim pójść aż na krzyż. Była pewna, że jej życiową misją jest współcierpienie z Chrystusem. O tym szczególnym wybraniu napisała do o. Honorata. Matka tak rzadko ujawniała swoje wewnętrzne przeżycia, dlatego w tym miejscu warto przytoczyć dłuższy fragment jej wyznania. Pisze: „Ojcze, ja nawet nie śmiem wypisać tego, co w mej duszy było z chwilą, kiedy zaofiarowałam się na wszelkie przykrości [...]. Uczułam taką błogość, jakby mnie kto rozkuł z jakich kajdan. Czułam się bliższą Pana swego. Zdaje się, od dziś to nowa data służby, ale służby pod krzyżem. [...] Dziś widzę wielkie skarby w tym krzyżu i dziękuję Panu Jezusowi, że dotąd był cierpliwy i nie przeniósł go na kogo innego. Mój Ojcze, zamiast kwestii i różnych pytań, wypowiedziałam co innego, z czego jestem kontentna, bo pragnę, aby Ojciec to przejrzał i zapytał Pana Jezusa, czy to – co ja piszę – jest rzeczywiście wolą Jego. Jeżeli tak, aby to łaską swą potwierdził i umocnił jeszcze w chwili wyboru, abym odtąd była dzieckiem krzyża i żebym już na nim skonała. [...] jestem spokojna, choć mam to przekonanie, że krzyż mnie nie opuści”[1] i dalej: „Drogie to są chwile, gdy człowiek nic nie widzi przed sobą tylko krzyż, i nikt go nie zrozumie tylko Bóg jeden. Od krzyża nie uciekam, pragnę cierpieć, czuję wyraźnie, że ręką Bożą ten krzyż mi podany”[2].

Matka Kazimiera rozpoczynała swe życie zakonne w zgromadzeniu posłanniczek i jako posłanniczka organizowała nową wspólnotę zakonną – nasze zgromadzenia. Teraz spełniało się jedno z największych pragnień jej serca, któremu poświęciła się bezgranicznie – służba cierpiącemu człowiekowi.

5. Ostatnie wezwanie
Z biegiem lat, można powiedzieć – ogołocona z siebie, oddana swym duchowym córkom i najbardziej potrzebującym, traciła również fizyczne siły. Stan jej zdrowia coraz bardziej ulegał pogorszeniu. Powoli świeca doczesnej drogi powołania zaczęła się dopalać. Matka Kazimiera w lipcu 1927 r. pojechała na wypoczynek do Kozienic. Jak się okazało, tym razem powróciła tam, gdzie wszystko się zaczęło – i życie, i powołanie, aby w tym samym miejscu odpowiedzieć Panu: tak, na ostatnie wezwanie.

Przed śmiercią Matka przekazała ostatnie rady, wskazówki i polecenia, zostawiając swój duchowy testament. Prosi w nim o zachowanie ślubów zakonnych. Bardzo mocno podkreśla wagę posłuszeństwa, od którego uzależnia wzrost świętości sióstr, a także zachowanie ducha zgromadzenia i jego rozwój. Jeszcze raz wskazuje na wielki dar, jakim jest powołanie zakonne i uwrażliwia siostry, aby trwały w dziękczynieniu za tę wielką łaskę, której dostąpiły z Bożego miłosierdzia. Zaopatrzona świętymi sakramentami, zmarła w święto Stygmatów św. Franciszka z Asyżu, 17 września 1927 r. Ciało przewieziono do Warszawy i złożono na Powązkach.

Można stwierdzić, że każdorazowe pielgrzymowanie z Założycielką przez jej życie, zatrzymanie się na pewnych aspektach jest dla nas, jej duchowych córek, jak otwarcie vademecum – życiowego poradnika, w którym zawsze możemy znaleźć odpowiedź na wiele pytań o nasze własne życie zakonne. Jej wierność powołaniu i konsekracji jest przykładem, jaki nam pozostawiła. 



[1] LGK 4.
[2] LGK 5. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz