List do biskupa sandomierskiego

Gdyby nie to, że Ks. Oficjał zna nas od dawna, nie mogłabym odważyć się, aby będąc zupełnie obcą, prosić o rzecz tak ważną, jak to niżej przedstawię. Mając wiele dowodów, że ręka Boża tą sprawą kieruje, ośmielam się zbliżyć do stóp Najdostojniejszego Pasterza z pokorną prośbą, aby raczył przyjąć łaskawie pośrednictwo d-ra Hłaski, a nade wszystko wysłuchać przemówienia za nami Księdza Oficjała, mocą swej władzy nas przyjąć i sercem ojcowskim pobłogosławić. W diecezji sandomierskiej jesteśmy lat kilkanaście – w Kozienicach. Tam się urodziłam, tam Bóg mi dał zrozumieć powołanie, wyjść spod strzechy rodzinnej, aby spełnić takowe. Dziś tam nie bywam, gdyż z powodu choroby od lat kilkunastu prawie nie wyjeżdżam z domu i dla tej to przyczyny osobiście, jakby to należało, nie mogę być u Najdostojniejszego Pasterza. Czuję się w obowiązku nadmienić, że domek w Kozienicach jest tylko dodatkiem w działalności naszej. Tam przeważnie siostry, po całorocznej mozolnej pracy przy chorych, mają trochę wypoczynku. Znane są jednak duchowieństwu i parafii. Ponieważ obecnie mamy zamiar starać się o potwierdzenie naszych Ustaw przez Stolicę Apostolską, wiele zależy, gdy Pasterz diecezji aprobuje i daje przychylne świadectwo, o które to, całując stopy Najdostojniejszego Pasterza, najpokorniej upraszam przez pośrednictwo Ks. Oficjała. Będzie to dla nas wielka łaska, za którą zawsze Najdostojniejszemu Pasterzowi będziemy wdzięczne.
11 X 1905