6/ W służbie cierpiącym: „PRZYTULISKO" PRZY ULICY WILCZEJ

       Jak pamiętamy w końcu czerwca 1875 r. Kazimiera Gruszczyńska wstąpiła w Zakroczymiu do powstającego wówczas zgromadzenia posłanniczek. Pobyt nielicznej gru­py sióstr posłanniczek w Zakroczymiu nie trwał długo. Za radą ojca Honorata, w przewidywaniu korzystniejszych warunków dla rozwoju Zgromadzenia, l lipca 1875 r. pięć pierwszych posłanniczek przyjechało do stolicy. Była wśród nich Kazimiera. Od tego momentu jej życie zostało związa­ne z Warszawą na stałe.

Początki zgromadzenia posłanniczek w stolicy były bardzo trudne. Siostry zmieniały kilkakrotnie mieszkanie. Ostatecznie zamieszkały przy ulicy Pięknej. Wkrótce po przybyciu do Warszawy ujawniły się kłopoty finansowe po­wstającego Zgromadzenia. Jego Założycielka po uzyskaniu od władz rządowych pozwolenia na prowadzenie stancji dla uczennic szkół średnich przeniosła się wraz z trzema siostrami na ulicę Podwale. Celem rozwiązania piętrzących się trudności finansowych siostry założyły pracownię haftu i sztucznych kwiatów, które cieszyły się wówczas dużym popytem. Zapewniły sobie w ten sposób stałe źródło utrzy­mania. Pracownia była równocześnie miejscem nawiązywa­nia przez zakonnice szerokich kontaktów osobistych, nie rzucających się w oczy carskiej policji. Po ukończeniu rocz­nego nowicjatu warszawskie posłanniczki złożyły w koście­le sióstr wizytek pierwsze śluby zakonne na ręce ówczesne­go administratora archidiecezji Warszawskiej Antoniego Franciszka Sotkiewicza, który okazał się później ich tros­kliwym opiekunem. Zgromadzenie stopniowo powiększało się. W końcu lat siedemdziesiątych liczyło 8 profesek, 5 nowicjuszek i wiele aspirantek.

Kazimiera Gruszczyńska dzieliła problemy codzienne­go życia wraz z innymi posłanniczkami, l czerwca 1879 r. złożyła profesję zakonną. Przez kilka lat pracowała w War­szawie jako nauczycielka, prawdopodobnie na pensji pro­wadzonej przez siostry posłanniczki. W 1881 r. zlecono jej opiekę nad Schroniskiem Nauczycielek Inwalidek w War­szawie przy ulicy Żurawiej. W tym samym roku ojciec Ho­norat postanowił powierzyć jej funkcję przełożonej w war­szawskim „Przytulisku", które znajdowało się przy ulicy Wilczej. Ta decyzja Honorata Koźmińskiego rozstrzygnęła o całej przyszłości Kazimiery. Odtąd jej życie zostanie związane z „Przytuliskiem", w którym powstanie nowa wspólnota zakonna.

W momencie, gdy Kazimiera Gruszczyńska przygoto­wywała się do objęcia funkcji przełożonej „Przytuliska", ta dobroczynna instytucja miała już za sobą ponad dwu­dziestoletnią historię. Inicjatywa założenia „Przytuliska" wyszła od członkiń Towarzystwa św. Wincentego a Paulo (istniejącego w stolicy od 1854 r.). Niektóre z nich należały równocześnie do kół Żywego Różańca, dzięki czemu stykały się osobiście z ojcem Koźmińskim, który w tym czasie spra­wował opiekę nad warszawskimi kołami różańcowymi. Ta grupa kobiet, przeważnie zamożnych pań i arystokratek, pragnęła założyć schronisko dla ludzi opuszczonych, szu­kających pracy i tułających się po warszawskim bruku. Członkinie Żywego Różańca zebrały się 29 listopada 1858 r. w celu omówienia form organizacyjnych mającej powstać instytucji dobroczynnej. Zebranie odbyło się w mieszkaniu Franciszki Robaczewskiej, głównej inspiratorki tej inicjaty­wy. Przewodził mu zaangażowany w apostolstwie kobiet kapucyn Fidelis Paszkowski oraz współpracujący z kapu­cynami ksiądz Wiktor Ożarowski. Podczas zebrania, które odbyło się w mieszkaniu Robaczewskiej, ukonstytuował się czteroosobowy zarząd przyszłego schroniska (jego przewo­dniczącą została Robaczewska). Po zgromadzeniu potrzeb­nych kapitałów podjęto starania o wyszukanie odpowied­niego lokalu. W ten sposób doszło do zorganizowania w Warszawie zakładu dobroczynnego pod nazwą „Przytulisko". Po kilkakrotnych zmianach lokalu, w roku 1864 umiejscowiono ostatecznie zakład przy ulicy Wilczej.

Już w 1858 r. opracowano statut „Przytuliska" (nie za­twierdzony przez władze rządowe). Zgodnie ze statutem za­kład miał być przeznaczony dla czasowego schronienia ko­biet nieszczęśliwych, opuszczonych, będących w podróży, wychodzących ze szpitala. Kobiety te mogły pozostawać w „Przytulisku" aż do czasu, kiedy uzyskają odpowiednie warunki życia. Był to pierwszy w stolicy tego typu zakład dobroczynny. Istniejące dotychczas w Warszawie domy schronienia dla starców, sierot czy ubogich miały inny nie­co charakter. Działające od 1814 r. Warszawskie Towa­rzystwo Dobroczynności założyło dom zarobkowy, który zapewniał ubogim zatrudnienie, instytucje samopomocy dla ludności ubogiej, domy wychowawcze dla sierot i ubogich dzieci, domy schronienia dla kalek i starców. Towarzystwo św. Wincentego a Paulo, które przyczyniło się do powstania „Przytuliska", wyznaczyło sobie za cel sprawowanie opieki nad ludźmi dotkniętymi najcięższą niedolą, nad tymi, któ­rych los rzucił na pastwę ostatniej nędzy. Przedmiotem szczególnej troski pań miłosierdzia zrzeszonych w Towa­rzystwie stały się kobiety będące w wyjątkowo trudnej sy­tuacji życiowej.

Patronat nad „Przytuliskiem" objęło Towarzystwo św. Wincentego a Paulo, z tym jednak zastrzeżeniem, że może wycofać się z tego obowiązku w okolicznościach, które uzna za stosowne. Towarzystwo nie deklarowało pomocy materialnej na rzecz „Przytuliska". Mimo tych zastrzeżeń, nowo powstała placówka dobroczynna uzyskała podstawy prawne swego istnienia. Zakład utrzymywany był przez tzw. opiekunów. Na liście opiekunów „Przytuliska" figuru­ją przeważnie osoby należące do sfer warszawskiej arysto­kracji. Ich zadaniem było organizowanie funduszów po­trzebnych dla funkcjonowania zakładu. Pochodziły one głównie z ofiar jednorazowych oraz z urządzanych w tym celu balów, koncertów, kwest i loterii.

Każdego miesiąca odbywały się zebrania osób odpo­wiedzialnych za prowadzenie „Przytuliska". Na jednym z takich zebrań, 15 listopada 1859 r., postanowiono zwrócić się do ojca Honorata Koźmińskiego z prośbą o opiekę nad zakładem. Załatwienia tej sprawy podjął się hr. Bronisław Skarżyński. Z protokółów zebrań późniejszych wiadomo, że ojciec Honorat uczestniczył w nich osobiście. Jak zoba­czymy okoliczność ta zdecyduje o całej przyszłości „Przytu­liska".

Przed warszawskim zakładem dobroczynnym piętrzyły się trudności od samego początku jego istnienia. Dotyczyły zarówno spraw finansowych jak i personalnych. W 1860 r. Towarzystwo św. Wincentego a Paulo wycofało się z opieki nad zakładem. Wkrótce miało zabraknąć w Warszawie księdza Ożarowskiego i ojca Paszkowskiego, którzy byli gorącymi orędownikami tej dobroczynnej instytucji. Po wielu trudnościach zajął się „Przytuliskiem" nowo miano­wany arcybiskup warszawski Zygmunt Szczęsny Feliński. Z jego to inicjatywy sprowadzony został z Krakowa ksiądz Albin Dunajewski, któremu zlecono troskę o zakład. Arcybiskup Feliński dążył do tego, aby „Przytulisko" zostało przejęte przez jedno ze zgromadzeń zakonnych. 6 czerwca 1862 r. odbyło się zebranie, w którym uczestniczył arcybis­kup Feliński. Na tym zebraniu przewodnicząca zarządu Franciszka Robaczewska wysunęła projekt zatrudnienia w "Przytulisku" kobiet, które pragną poświęcić swoje życie na służbę Bożą. W ten sposób miała powstać w przyszłości wspólnota zakonna pod nazwą Służebniczek Krzyża. Opie­kę duchową nad nimi zadeklarował ks. Albin Dunajewski. Brak dokumentacji źródłowej uniemożliwia stwierdzenie, w jakim stopniu projekt ten wszedł w fazę realizacji. Fak­tem jest, że na jednym z następnych zebrań (11 sierpnia 1863 r.) ksiądz Dunajewski złożył rezygnację z kierowni­ctwa duchowego nad wspólnotą Służebniczek Krzyża.

W następnym roku, na zebraniu, które odbyło się 6 czerwca 1864 r. pod przewodnictwem ks. Antoniego Sotkiewicza, kanonika Kapituły Archidiecezjalnej i profesora Warszawskiej Akademii Duchownej, postanowiono zwrócić się z taką propozycją do władz zakonnych szarytek. Franciszka Robaczewska podjęła się przeprowadzić w tej sprawie rozmowy z wizytatorką warszawskich szarytek, siostrą Joanną Schwartz. Trudno stwierdzić dlaczego ten projekt nie został zrealizowany. Wiadomo, że zgromadzenie sióstr szarytek objęło w tym czasie kilka nowych instytucji do­broczynnych. Z tego powodu - być może - szarytki nie mo­gły przejąć w opiekę warszawskiego „Przytuliska". Wów­czas postanowiono oddać „Przytulisko" w opiekę sióstr fe­licjanek. Decyzję taką podjęto na zebraniu 29 lipca 1864 r. W tym celu rozpoczęto pertraktacje z ojcami kapucynami. Tym razem rozmowy prowadził z ramienia zarządu „Przy­tuliska" ksiądz Sotkiewicz. Na zebraniu 5 listopada 1864 r. oświadczył on, że ojciec Prokop Leszczyński, kapucyn, wy­raził zgodę na przejęcie zakładu przez siostry felicjanki. Na tym samym zebraniu został przedstawiony kontrakt kupna domu przy ulicy Wilczej. Wkrótce zakład dobroczynny „Przytulisko" został przeniesiony z ulicy Nowogrodzkiej do własnego domu przy ulicy Wilczej. Tymczasem zgromadze­nie felicjanek zostało objęte kasatą, siostry zdecydowały się na opuszczenie granic Królestwa Polskiego i na wyjazd do Galicji. Oznaczało to ich rezygnację z prowadzenia „Przytuliska". Przed zakładem stanęły ponownie bardzo poważ­ne problemy związane z jego obsługą. Z tego powodu ska­zany był na wegetację przez najbliższe kilka lat.

W roku 1869 „Przytulisko" połączono z Warszawskim Towarzystwem Dobroczynności, które, jak wiadomo, od momentu swego powstania dominowało na polu stołecznej dobroczynności i dążyło do skupienia w swoim ręku wszystkich niemal form działalności filantropijnej. Wkrót­ce nastąpiły zmiany prawodawstwa państwowego dotyczą­ce instytucji dobroczynnych. Na mocy ukazu z 31 czerwca 1870 r. zakłady filantropijne zostały podporządkowane mi­nisterstwu spraw wewnętrznych. Ukaz postanawiał, że za­rząd nad zakładami i towarzystwami dobroczynnymi miały sprawować odtąd rady gubernialne i powiatowe, natomiast w Warszawie Rada Miejska Dobroczynności Publicznej. Rada miała zatwierdzać roczny budżet, rozpatrywać kon­trakty tyczące się dzierżaw nieruchomości, rozstrzygać sprawy związane z inwestycjami, których wydatki przekra­czały budżet zakładu. Zarządzenia powyższe odbiły się nie­korzystnie na działalności dobroczynnej. Oznaczały one dą­żenie do centralizacji i otwierały szerokie możliwości dla biurokracji. Zależność warszawskiej Rady Miejskiej Dobro­czynności Publicznej od ministerstwa spraw wewnętrznych powodowała opóźnianie decyzji, co ograniczało swobodę działania poszczególnych zakładów dobroczynnych. Wszystko to miało poważne konsekwencje dla przyszłej działalności warszawskiego „Przytuliska", również w okre­sie, kiedy Kazimiera Gruszczyńska będzie pełniła w nim funkcję przełożonej.

Niewiele wiemy o życiu i problemach tego zakładu w latach, które nastąpiły bezpośrednio po wydaniu przed­stawionego powyżej ukazu carskiego. Nie są znane okolicz­ności, które sprawiły, że Franciszka Robaczewska podjęła decyzję rezygnacji z funkcji przełożonej „Przytuliska" - zakładu, który jej zabiegom zawdzięczał w dużej mierze swoje powstanie. Sprawa zmiany przełożonej w „Przytulisku" była konsultowana z przebywającym wówczas w Zakroczymiu ojcem Honoratem, który po opuszczeniu Warszawy nadal sprawował opiekę nad zakładem poprzez swą penitentkę Franciszkę Robaczewską. W 1875 r. ojciec Koźmiński zaproponował innej swej penitentce Felicji Piotrowskiej, by objęła nadzór nad ubogimi w warszawskim „Przytulisku". Felicja Piotrowska była osobą znaną ojcu Honoratowi jeszcze przed 1864 rokiem. Zamierzała wówczas wstą­pić do zgromadzenia sióstr felicjanek. Utrzymywała żywe kontakty z domami arystokracji warszawskiej, co ułatwiało jej niewątpliwie sprawowanie funkcji przełożonej dobroczynnego zakładu na terenie stolicy. Współpraca Piotrowskiej z zarządem „Przytuliska" układała się pomyślnie. „Przy niej ożywiła się działalność, garnęły się pod ten dach osoby różnej kategorii. Jedne niezdolne już do pracy pozo­stawały na stałej opiece «Przytuliska», drugie, korzystając z czasowego pobytu, szukały pracy dla kawałka chleba, a tymczasem swą pracą wywdzięczały się zakładowi" — pi­sała później Kazimiera Gruszczyńska. Z innych jej zapis­ków dowiadujemy się, że niektóre pracownice pełniące w „Przytulisku" funkcje pielęgniarek wyrażały gotowość pro­wadzenia życia zakonnego. Ojciec Honorat, który z miejsca swego odosobnienia w Zakroczymiu śledził czujnym okiem życie warszawskiego zakładu, wiązał z tą grupą kobiet na­dzieje na powstanie nowego zgromadzenia. Pragnął więc zapewnić im odpowiednią opiekę i kierownictwo duchowe. Tymczasem Felicja Piotrowska nie spełniła oczekiwań Ojca, a ponadto pozostawała często poza zakładem. Każde­go roku wyjeżdżała na dłuższy czas za granicę w celach leczniczych („do wód"). Z tych powodów ojciec Koźmiński dał jej do pomocy jedną z sióstr posłanniczek, Walentynę Kobylińską, mieszkającą nie opodal przy ulicy Pięknej.

„Można przypuszczać, że ojciec Honorat polecił zgroma­dzeniu posłanniczek dawać zastępstwo w obawie, by ktoś ze świeckich nie wszedł do zakładu" - pisze Helena Władzińska, jedna z bliskich współpracownic Kazimiery Gruszczyńskiej w „Przytulisku". Powyższa decyzja nie okazała się jednak rozwiązaniem trwałym, gdyż Kobylińską w nie­długim czasie opuściła Warszawę i udała się do Krakowa, by wstąpić tam do zgromadzenia felicjanek.

W tym czasie do pracy w „Przytulisku" przyjmowano w dalszym ciągu kobiety, którym powierzono opiekę nad chorymi. Nie znamy ich liczby, wiadomo natomiast, że po­zostawało to w ścisłym związku z projektowanym nowym zgromadzeniem zakonnym. W 1880 r. zakład otrzymał wła­sny statut, określający podstawy prawne jego istnienia i działalności. Zgodnie ze statutem, zakład miał nosić ofi­cjalną nazwę: Warszawski Dom Schronienia. Jednak uży­wanie dotychczasowej jego nazwy nie zostało zaniechane i nadal zakład przy ulicy Wilczej nazywany był powszech­nie „Przytuliskiem". Istnienie w „Przytulisku" grupy osób podejmujących pracę przy chorych, które pragnęły poświę­cić się życiu zakonnemu, nie było zgodne z przepisami no­wego statutu. Stąd też traktowane one były oficjalnie jako zwykłe pracownice zajmujące się obsługą domu. Kiedy w 1881 r. Felicja Piotrowska wyjechała ponownie za granicę w celach leczniczych, zakład pozostał bez przełożonej. W tej sytuacji Honorat Koźmiński polecił Józefie Chudzyńskiej, przełożonej zgromadzenia posłanniczek, aby jedną z sióstr swego Zgromadzenia skierowała do nadzoru nad „Przytuliskiem". Na wyraźne życzenie ojca Honorata zada­nie to zostało zlecone Kazimierze Gruszczyńskiej, która była wówczas profeską po rocznych ślubach i miała za sobą kilka lat życia w zgromadzeniu posłanniczek. W 1881 r. Kazimiera nie zdołała objąć swoich nowych obowiązków, musiała bowiem wyjechać w tym czasie do Kozienic w sprawach rodzinnych. Nie wiemy, z jakich powodów jej po­byt w Kozienicach znacznie się przedłużył. Życzenie ojca Honorata zostało zrealizowane dopiero po upływie roku. Tymczasem nadzór nad „Przytuliskiem" sprawowała Wa­lentyna Kobylińska.

Rok 1882 okazał się przełomowym w życiu Kazimiery Gruszczyńskiej. Na życzenie Honorata Koźmińskiego Józe­fa Chudzyńska zleciła jej obowiązki przełożonej „Przytuliska" przy ulicy Wilczej. Dotychczasowa przełożona Felicja Piotrowska po odejściu z zakładu objęła kierownictwo w Zakładzie Paralityków, który został otwarty w tym cza­sie w pobliżu Belwederu. Zmiana przełożonej w „Przytulisku" została zatwierdzona przez ówczesnego administratora archidiecezji warszawskiej Antoniego Sotkiewicza.

Nowa przełożona zakładu otrzymała wyraźne polecenie zorganizowania w nim wspólnoty zakonnej. Po upływie dwudziestu kilku lat pisała na ten temat: „Niezbadane wy­roki Boże (...) Tak być musiało. W roku 1882 z wiedzą i upoważnieniem władzy duchownej, stosownie do woli ojca Honorata, przełożona zgromadzenia posłanniczek przezna­czyła mnie do zakładu „Przytulisko", zalecając, aby z tej gromadki dusz pragnących poświęcić się służbie Bożej za­początkować związek przyszłego zgromadzenia, wybrać najodpowiedniejsze do zarządu, na razie dopomagać (...] i o ile (...) możliwe, wrócić do swego zgromadzenia".

Od momentu objęcia funkcji przełożonej w „Przytulisku" życie Kazimiery Gruszczyńskiej splotło się nierozdzielnie z dziejami powstającego zgromadzenia. Przyszłość po­kazała, że nie miała już wrócić do posłanniczek, choć for­malnie nadal do nich należała. Fakt, że Gruszczyńska stała się Założycielką nowego zgromadzenia zakonnego, pozosta­jąc równocześnie w innym, będzie źródłem jej osobistych cierpień, a nowo powstającej wspólnocie zakonnej przyspo­rzy licznych trudności.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz